czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział I



                             „Kto umiejętnie milczy, wydaje się zwykle mądrzejszy
                                                              Walery Pisarek




- Maaamo! – zawołała donośnie dziewięcioletnia dziewczynka, która właśnie zakładała sandały.
- Już idę kochanie, tylko zrobię ci śniadanie do szkoły! odkrzyknęła kobieta, będąc jeszcze w kuchni.
Dziewczynka jedynie wywróciła oczami. Chwilę później matka  z uśmiechem podała córeczce kanapkę i sok w kartoniku, do którego dołączona była słomka.  Mała już miała wziąć od mamy przygotowane śniadanie, gdy wtem poczuła, że coś jest nie tak. Wyciągnięta w stronę rodzicielki dłoń opadła wzdłuż tułowia dziecka, a ono samo poszło w jej ślady.
Przerażona Sakura szybko chwyciła córkę w ramiona i położyła ją w salonie na kanapie, a następnie uniosła jej stopy na wysokości czubka nosa dziewczynki.
 Była zaniepokojona. „To już któryś raz. Ino miała rację, muszę iść z Sayuri do lekarza.
Po kilku sekundach od położenia na kanapie dziewczynka otworzyła oczy.
- Mamo…?
- Ciii… Cicho kochanie. – szepnęła czule, głaszcząc córkę po głowie Nie pójdziesz dziś do szkoły. Zawiozę cię do babci i dziadka.
Mała przytaknęła jedynie. Nie miała sił, żeby protestować. Nie, żeby miała coś przeciwko wizycie u dziadków, ale nie lubiła opuszczać szkoły. Było wiele cech odróżniających ją od większości dzieci, a w tym także to, że uwielbiała się uczyć.
***
Dzisiejszy dzień w pracy Sakura przesiedziała jak na szpilkach. Na szczęście nie musiała asystować przy żadnej operacji. Właściwie to tkwiła w swoim gabinecie i przyjmowała pacjentów lub też zrobiła raz czy dwa obchód na oddziale swojej przełożonej.
Po skończonej pracy zajechała na chwilę do swojego studia fotograficznego, w którym do pracy zatrudniła Ino.
- Jadę dziś z nią na pogotowie powiedziała do przyjaciółki.
Ino ze smutną miną odstawiła filiżankę z kawą na biurko.
- Sakura… Ja myślę, że on powinien się dowiedzieć o Sayuri. Bo co zrobisz, jeśli się okaże, że to jakaś choroba dziedziczna lub taka, która wymaga na przykład transfuzji?
- Wtedy poproszę go o pomoc. Teraz to zbędne. Dobra, Ino. Skoro wszystko tutaj gra, to ja lecę, pa.
Pożegnawszy się z blondynką wyszła ze studia.
***
Oparła głowę o ścianę i przymknęła powieki.
- Jak to długa trwa… – jęknęła zmęczona.
- Nie pocieszasz mnie mamo. – odburknęła Sayuri.
- Przepraszam. – westchnęła Sakura.
Jakieś dziesięć minut później  wywołano do gabinetu Haruno Sayuri.
Lekko poirytowana Sakura wzięła córkę za rękę i obie razem weszły do środka.
Przy biurku siedział lekarz w sędziwym wieku. Miał nieprzyjemny wyraz twarzy, a źle dobrane, ogromne okulary nadawały mężczyźnie upiornego wyglądu. Na jego widok nawet Sakurę przeszły ciarki, a co dopiero Sayuri. Chociaż, kiedy spojrzała na córkę nie dostrzegła na jej twarzy ani krzty obawy. Zamiast tego jej twarz wyrażała maksymalne skupienie. Można by ową sytuację porównać do safari. Zebra, która miała w poważaniu cały świat i niebezpieczeństwo związane ze zwykłym wcinaniem rzadko spotykanej w takich rejonach trawy oraz polujący na nią jaguar. Idealne porównanie.
- Haruno Sayuri to? – zapytał gderliwie.
- Ja – odpowiedziała władczo dziewczynka, co zaskoczyło nie tylko lekarza, ale i nawet samą Sakurę. Mimo, że była jej matką, to nigdy wcześniej nie spotkała się z takim zachowaniem córki. Musi z nią koniecznie na ten temat porozmawiać.
- Dobrze, więc. Co panie tu sprowadza? – spojrzał wymownie na Sakurę, olewając perfidnie spojrzenie dziecka. Co go w końcu obchodziły humorki jakiejś smarkuli?
- Moja córka – zaczęła Sakura od jakiegoś czasu omdlewa, jest blada, szybko się męczy, ma powiększone węzły chłonne i skłonności do sińców. To znaczy, nie musi się mocno uderzyć, żeby powstał duży siniak.
- Proszę mi pokazać te sińce.
Sayuri podciągnęła rękaw lewej ręki. Oczom lekarza ukazało się kilka sinych miejsc.
- Kiedy się pojawiły?
- Jakieś trzy tygodnie temu, kiedy lekko uderzyłam się o stół. Nawet nie zabolało.
Po obejrzeniu ręki lekarz zaczął wypełniać formalności. Gdy skończył znów spojrzał na Sakurę.
- Te sińce niczego nie oznaczają. na oko widzę, że węzłów chłonnych też nie ma znacznie powiększonych. W kartę wpiszę omdlenia wazowagalne. Sądzę, iż ta młoda dama wchodzi w wiek dojrzewania.
Irytacja Sakury przerodziła się w gniew.
 Jakim prawem ten stary dureń gada takie rzeczy?!
- Że co, proszę?! warknęła wkurzona Mojej córce coś dolega, a pana obowiązkiem jest dowiedzieć się co!
- Ja wiem, co jej jest: dojrzewanie. Ale skoro pani się uparła, że to choroba, to może niech odwiedzi pani psychiatrę. Taki lekarz pani pomoże.
Sakura na te słowa wkurwiła się niemiłosiernie. Podnosząc głos zażądała od lekarza, aby ten skierował Sayuri na badania. Przekazała mu także, że nie dopuszcza do siebie odmowy. Jeśli jednak mężczyzna się uprze, to zaskarży go o niedopełnienie obowiązków.
Lekarz zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że nie jest już młody i nie ma sensu dodawać problemów na swoje konto, zwłaszcza, że dosłownie na dniach schodzi na emeryturę. Zrezygnowany, chwycił jakby od niechcenia za długopis i z kwaśną miną wypisał skierowanie na morfologię i rozmaz krwi. 
Sakura wzięła skierowanie i jednym ruchem głowy dała córce znać, że właśnie wychodzą.
***
Następnego dnia, z samego rana pojechała z Sayuri na badanie.
- Wyniki będą dziś po szesnastej poinformowała Sakurę pielęgniarka,  zakładając przy tym dziewczynce opatrunek. Spojrzała na Sayuri Przez piętnaście minut musisz to nosić. Teraz zegnij rączkę i poczekaj w poczekalni poinstruowała ją z uśmiechem.
- Dobrze – odpowiedziała i zrobiła tak, jak nakazała jej pielęgniarka.
- Dziękuję tym razem głos zabrała Sakura.
Kiedy wyszła z gabinetu zabiegowego zwróciła się do córki:
- Byłaś dzielna, Sayuri.
Na twarzy różowowłosej błąkał się cień uśmiechu.
Sayuri w odpowiedzi posłała jej pobłażliwe spojrzenie.
Znudziło się dziecku bezsensowne siedzenie w miejscu, więc wstała i poszła w stronę wyjścia, licząc na to, że mamusia zauważy jej chęć opuszczenia tego miejsca. Płonne okazały się być jej nadzieje, bo Sakura, w przeciwieństwie do oczekiwań córki zamyśliła się zwyczajnie.
- Mamo! Idziesz?! – zawołała zirytowana, opierając się lewym bokiem o framugę drzwi wyjściowych.
Kobieta podniosła pochyloną uprzednio głowę i popatrzywszy na minę córki zaśmiała się.
- Jasne.
***
- Dzisiaj znów zawiozę cię do babci i dziadka.
- Przecież masz dziś wolne! Sayuri tupnęła nogą na środku chodnika.
Sakura odetchnęła głęboko, po czym odwróciła się na pięcie.
- To nie jest tak, że mam wolne. Owszem, nie idę dziś do szpitala, ale muszę w spokoju posiedzieć nad zdjęciami. nie zostawię Ino samej ze wszystkim.
- Wróć niedługo spojrzała na matkę butnie.
- Postaram się. nie pokazuj fochów na środku chodnika.
Mała wywróciła oczami i podeszła do samochodu.
Po kim ona ma ten charakter?” – zaczęła zachodzić w głowę Sakura.
No, tak. Jak nie po mnie, to po ojcu.
- Mamooo! – jęknęła przeciągle Sayuri, czekając, aż matka otworzy z łaski swojej samochód.
***
Siedziała w swej ulubionej kawiarni Jikan no tsuno* ni, znajdującej się przy teatrze kabuki. Z aparatem w dłoniach przeglądała zrobione przez siebie zdjęcia. Była tak zajęta sobą, że nie spostrzegła nawet, iż ktoś się do niej przysiadł.
- Ekhem – usłyszała donośny baryton.
Ściągnęła brwi i opuściwszy nieco aparat spojrzała na mężczyznę, który wyglądał na pięćdziesięciolatka.
- Witam, jestem Uchiha Fugaku, pewnie mnie pani nie pamięta uśmiechnął się życzliwie.
Odłożyła aparat.
- Haruno Sakura, i tak ma pan rację, nie pamiętam pana.
- Wraz z żoną skorzystaliśmy z usług pani firmy. Robiła pani niedawno zdjęcia na rocznicy mojego i żony ślubu.
Sakura rozchyliła nieznacznie usta. Przypomniała sobie ten feralny dzień.
Wtedy znów spotkała „jego”.
~~~~~~
Czuła na sobie jego wzrok. Cały czas te wrażenie nie odstępowało od niej ani na krok. Odwrócił się, by sprawdzić, czy przypadkiem się nie myli. Nie myliła się. Świdrował ją spojrzeniem, popijając drinka. Wydawał się lodowato zimny.  Spływało po nim jak po kaczce to, że do jego ramienia kleiła się jakaś brunetka. Zapewne jego dziewczyna, bo cały czas jęczała mu do ucha na tyle głośne kochanie, że stojąca od nich dwa metry Sakura była w stanie to dosłyszeć. Olewał ją i nachalnie patrzył w zielone tęczówki Sakury. Odłożył drinka, odepchnął kobietę i nie zważając na jej protesty zaczął kierować się ku Sakurze, której, niedosłownie, nogi wrosły w ziemię. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, kiedy był już blisko niej, gdy w paradę wszedł mu ojciec i poprosił Sakurę o zrobienie rodzinnego zdjęcia. Brunet  wyraził swą dezaprobatę poprzez wywrócenie oczami, zaś Sakura z chęcią na to przystała.
Po zrobieniu zdjęcia pożegnała się ze swymi zleceniodawcami i nie przejmując się ów osobnikiem, który niemal obnażył ją samym spojrzeniem, wyszła z lokalu.
~~~~~~

- Halo? Pani Haruno? – mężczyzna machał dłonią przed jej oczami.
-  Co? Yyyy… aha, przepraszam Zamyśliłam się. odparła zmieszana.
Westchnęła i oparła dłonie o blat.
Podeszła kelnerka i zapytała o zamówienie.
- Ja poproszę latte bez cukru poprosiła Sakura.
- Dla mnie czarna, prawdziwa Lubię oryginalne smaki zaśmiał się Fugaku.
Kiedy kelnerka odeszła, kontynuował:
- Mam dla pani propozycję nie do odrzucenia.
Sakura poprawiła się na krześle.
- Zamieniam się w słuch.
- Proponuję pani pracę w mojej gazecie.
- Jeżeli chodzi o umowę zlecenie to zgoda. A i jeszcze chciałabym pracować w dogodnym dla mnie terminie.
Westchnął i oparł się o oparcie.
- Możemy się jakoś dogadać oznajmił.
- Zawodowo jestem kardiologiem i pracuję w szpitalu miejskim. mam multum pacjentów i przeprowadzam najróżniejsze badania. Czasem też asystuję przy operacji. Ponadto jestem samotną matką. Niech mnie pan zrozumie.
- Wporządku. Więc przystanę na pani warunki, ale minimum pani godzin pracy to dwie. Poza tym przychodzi pani do biura w weekendy.
Wyjął coś zza pazuchy.
- Proszę, oto moja wizytówka. położył karteczkę między dłońmi Sakury, w tym samym momencie, w którym podeszła kelnerka i postawiła na stoliku dwie kawy.
***
- Ino, mówię ci, że to jakiś obłęd!
Sakura krążył po studiu w tę i we w tę, gestykulując przy tym zawzięcie.
- Dlaczego? – zapytała siedząca przy laptopie Ino Lubisz robić zdjęcia.
Sakura spojrzała na nią z mordem w oczach.
- I tylko dlatego się zgodziłam. Gdyby wcześniej mnie olśniło odnośnie powiązania z SAMA WIESZ KIM, na pewno bym się nie zgodziła, ale nie! Oczywiście musiało mi to przyjść do głowy wtedy, kiedy stałam na światłach!
- Zawsze możesz zrezygnować mruknęła blondynka.
- To nie jest takie proste! Ten człowiek o niczym nie wie i jest Bogu ducha winny. Jak zrezygnuję, to pewnie mnie obleje błotem!
- Nie przesadzaj, nie jest wredny.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie go nie znam.
- Ja też go zbyt dobrze nie znam! Nie bywałam u nich w domu!
Ino upiła łyk kawy i kontynuowała pracę przy laptopie.
- Co mam zrobić? jęknęła Sakura, siadając na fotelu przy swoim stanowisku.
- Cóż Może lepiej by było, żebyś zachowywała się tak, jak gdyby nigdy nic?
Sakura zaintrygowana przechyliła się do przodu, tym samym opierając przedramiona na biurku.
-Mów, mów.
-Heh- westchnęła i spojrzała przelotnie na przyjaciółkę, nie przerywając wykonywanej czynności. W razie, gdyby SAMA-WIESZ-KTO pojawił się na horyzoncie, to udawaj przy nim, że widzisz go po raz pierwszy na oczy, a jak zapyta o tamta imprezę, to powiesz, że musiał cię z kimś pomylić.
- No dobrze, geniuszu. A jak się dowie o naszej przyjaźni, to co wtedy?
- Sakura. Kłamstwo ma krótkie nóżki. Tak, czy siak będziesz mu musiała powiedzieć prawdę.
- Tego właśnie się obawiam.
- Sakura, a może byłby on dobrym ojcem?
- Nie sądzę.
- No i właśnie tego nie rozumiem. Nie chcę cię oczerniać, ale sądzę, że źle robisz. Dlaczego nie dasz mu szansy? Bo, co? Boisz się, że cię wyśmieje?
Sakura spowrotem opadła na fotel. Ino miała po części rację. Bała się, ale nie wyśmiania. Ona po prostu nie chciała widzieć więcej tego człowieka. Czuła się wykorzystana. Obawiała się, że jak go spotka, to złe uczucia wrócą. Cały żal, gniew, upokorzenie To wszystko mogłoby odbić się na jej dziecku. Poza tym psychika Sakury zostałaby mocno nadszarpnięta. Bała się. Cholernie bała się tego, jak zachowa się jej serce w obliczu zagrożenia. Jeden raz, może nawet dwa, a zdążyła się w nim bez pamięci zakochać.
A co, jeśli on ma dziewczynę, może nawet żonę? A co, jeśli tamten „raz” był dla niego tylko przygodą?
A co, jeśli?
A co, jeśli?
A co, jeśli?
- Sakura! – Ino pstryknęła jej przed oczami Wróć na ziemię!
- Co? – spojrzała na nią zdezorientowana.
- Telefon do ciebie!
- Dzięki wzięła od Ino służbową komórkę.
- Tak?
- Witam,  z tej strony Fugaku Uchiha.
Tego się nie spodziewała. Wkońcu, czego ten mężczyzna mógł od niej chcieć?
- Dzień dobry odparła sztucznie.
Ino nabazgrała coś na kartce, a następnie zaprezentowała napis Sakurze.
                                               „TO ON?”
Sakura kiwnęła głową.
- Miałaby pani czas w sobotę o jedenastej? Odbędzie się wtedy ważne spotkanie w audytorium.
- A dokładniej jakie?
- Wybór nowego burmistrza naszego miasteczka.
- Yhym. Wstępnie się zgadzam, ale jeśli nagle coś mi wypadnie,  to wyślę moją przyjaciółkę, która dla mnie pracuje.
- A czy jest ona uprawniona do podpisywania umów? Bo tak się składa, że od razu chciałby podpisać umowę z pani firmą.
- Tak, tak.
- Dobrze, w przypadku, kiedy to pani pracownica będzie miała pojawić się na spotkaniu, proszę mnie o tym odpowiednio wcześniej poinformować.
- Dobrze.
-  To wszystko, do widzenia.
- Do widzenia.
Kobieta rozłączyła się, podając tym samym komórkę Ino.
- I? – ponagliła ją blondynka, widząc, że ta nie kwapi się zbytnio do zrelacjonowania rozmowy.
- Czas zacząć pracę. Mamy zlecenie na sobotę. westchnęła i pokręciwszy głową wstała od biurka.
***
Z uśmiechem wkroczyła do restauracji Sutekina**. Dostrzegł ją pewnien niewysoki blondyn kelner, u którego na widok Sakury szelmowski uśmieszek sam wypełzł na twarzy. Wpatrując się w nią zawadiacko, kroczył ku niej, chcąc zagrodzić jej drogę. Ta nawet na niego nie spojrzała, a już czuła co się święci. Dlatego, gdy był już bardzo blisko, wyciągnęła dłoń i stanowczo oznajmiła:
- Nie umówię się z tobą, Daisuke.
- A może kawa? – zapytał z nadzieją w głosie. W życiu nie da za wygraną.
- Albo kino? Albo…
- Nie – spojrzała na niego przelotnie – przyszłam po moją córkę powiedziawszy to, poszła na zaplecze, nawet nie oglądając się za siebie.
***
- Cześć, mamo pocałowała kobietę w policzek.
- Witaj, kochanie.
- Widzę, że jesteś zajęta. Sayuri ci nie przeszkadzała?
- Nie – odpowiedziała, robiąc zamówienie na produkty mleczne Ojciec wziął ją na lody.
- Dawno poszli?
- No, już minie z godzina. Zaraz powinni wrócić.
Sakura usiadła przy biurku naprzeciw matki. Ta spojrzała na nią czule.
- Widziałam w kamerze, że Daisuke się do ciebie przystawiał. Już od dawna o ciebie zabiega. To dobry chłopak. Powinnaś dać mu szansę.
Sakura jęknęła w geście poirytowania i walnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Maaamo! Ja go nie chcę! Poza tym nie mam czasu na takie bzdury.
Pięćdziesięciolatka westchnęła jedynie. Nie chciała komentować słów córki, bo gdyby to zrobiła, znaczyło by to tyle, co wmieszanie się w jej stricte prywatne życie.
Wtem do pomieszczenia wbiegła Sayuri, a zaraz za nią wszedł zziajany mężczyzna w średnim wieku.
- Nie te lata – zaśmiał się wesoło.
- Tato! Nie musisz jej ganiać! zawołała zagniewana tym widokiem Sakura.
- Hahaha! No, nie złość się już tak córeczko posłał różowowłosej perskie oczko.
Sakura pokręciła głową zrezygnowana.
- Dobra, młoda. Idziemy. Pa mamo, tato.
- Cześć! Ta góra lodów była naprawdę dobra!
Sakura z udawanym mordem w oczach spojrzała na ojca.
Ten jedynie wyjaśnił:
- Czego się nie zrobi dla swojej jedynej wnusi?
***
- Proszę, oto wyniki. Sakura wzięła od pielęgniarki kopertę Powinien to obejrzeć lekarz.
Sakura nie rozumiała dlaczego kobieta mówi jej takie rzeczy. Oczywistym jest, że każdy, nie ważne czy dobry czy zły, wynik musi obejrzeć doktor, który skierował pacjenta na badanie, a Sakura jako specjalista w dziedzinie kardiologii wiedziała o tym doskonale.
Zdziwiła się więc słowami pielęgniarki. Swe zdziwienie przedstawiła jako trudną do odgadnięcia minę.
- Jak to? Przecież lekarz tak, czy inaczej obejrzy wynik. To należy do jego obowiązków, a ja bardzo dobrze wiem, że pewnych rzeczy nie można lekceważyć.
Pielęgniarka patrzyła Sakurze w oczy, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Nagle oderwała od niej wzrok i spojrzała gdzieś w bok.
- Wyniki są bardzo niepokojące. Sugeruję pani wizytę u onkologa.
Haruno zamarła na moment. Nie docierały do niej nawet wołania córki.
- Mamo, no! – Sayuri szarpnęła Sakurę za rękaw. Miała dość stania i czekania, aż mamusia wkońcu się ocknie z chwilowego letargu.
Sakura niemrawo popatrzyła na córkę, mrużąc przy tym powieki. Kiedy całkiem dotarło do niej, że jej jedyne, ukochane dziecko może być śmiertelnie chore,  postanowiła, że nie będzie temu bierna. Walka ze wszystkich sił, walka o życie zostanie podjęta. Tu i teraz. Dla jej jedynego dziecka.
- Masz już te wyniki, więc chodź!
Sayuri tupnęła nogą. Zawsze tak robiła, kiedy coś nie szło po jej myśli. Ktoś, kto jej nie znał, na przykład jakikolwiek przechodzień na mieście, mógłby ( i nawet miałby do tego pełne prawo ) pomyśleć, że jest rozwydrzona. Mała smarkula, myśląca, że świat należy tylko do niej i każdy ma się jej słuchać. Rozpieszczona gówniara. Jednakże gdyby osoba, która ją zna twierdziłaby tak samo, oznaczałoby to jedynie, że w gruncie rzeczy nie wie nic na jej temat. Na temat dziewczynki, którą no przecież! zna.
Wiele rzeczy wydaje się być na świecie niemożliwych. Ale – uwierzcie mi państwo spośród tych wielu jest jedna taka, która wydaje się być nazbyt oczywista. Miłość. Można odczuwać ją w stosunku rodzic dziecko, partner – partnerka, dziadkowie – wnuki, przyjaciel – przyjaciel, brat – siostra. Każdą z nich trzeba umieć odróżnić, a także i zrozumieć. Kiedy widzimy dziecko idące chodnikiem, a obok niego matkę. Dziecko usilnie szarpie rodzicielkę za rękę, krzycząc przy tym wniebogłosy, żeby kupiła mu coś słodkiego w sklepie, który akurat mijają. Zwykły obserwator wzruszyłby na to ramionami i pomyślał: No, tak. Gówniarz drze się na całe gardło, a matka nie reaguje. Nie ma to jak brak wychowania. Natomiast prawdziwy obserwator pomyślałby: Tej kobiecie jest pewnie ciężko. Kocha dziecko całym sercem, ale nie odczuwa odwzajemnienia tej miłości. Jaka szkoda.
Zastanawia was, dlaczego ów kobieta nie odczuwa odwzajemnienia tego uczucia? Odpowiedź jest prosta. Nie patrzy oczami dziecka.  Tak naprawdę każdy gest, każde słowo skierowane przez małe dziecko do matki jest oznaką miłości. Samo to, że dzieciak krzyczy, nie jest istotne. Istotne jest, że ten krzyk jest skierowany do konkretnej osoby, w tym przypadku do matki. Ale dlaczego akurat do tej osoby? Ano dlatego, że spośród setek osób, które w danym momencie również  idą tym samym chodnikiem ono dziecko ma zaufanie do swojej mamy. Nie do Iksa, nie do Igreka. Do mamy.
A zaufanie jest świadectwem miłości.
I to wyjaśnia dlaczego Sayuri czasem zachowuje się tak, a nie inaczej. Pomimo swych dziewięciu lat, nadal w głębi duszy jest małą dziewczynką. A dziewczynka ta cierpi często na brak matki. Dlaczego tak jest? Ponieważ Sakura pracuje. A pracuje, bo musi utrzymać siebie i córkę. A dlaczego musi utrzymać siebie i córkę? Bo musi robić to przez swoje zatajanie prawdy przed ojcem Sayuri. Sakura sama jest sobie winna.
- Dobrze już, uspokój się skarciła Sayuri zupełnie niepotrzebnie. Zamiast podnosić ton nieznacznie, ale jednak – mogłaby użyć sformułowania: kochanie, proszę, abyś się uspokoiła nie zmieniając tonu. Efekt byłby taki sam.
Szybkim krokiem skierowała się ku wyjściu. To też nie było dobrym rozwiązaniem, ale można takie zachowanie usprawiedliwić zdenerwowaniem wynikającym z otrzymaniem złej wiadomości.
***
- Witam – powiedziała, kiedy osoba po drugiej stronie połączenia odebrała telefon Chciałabym zapisać córkę na wizytę.
- Proszę pani, w tej chwili nie mamy wolnych terminów. Jak
Sakura nie dosłyszała kolejnych słów pielęgniarki, gdyż rozłączyła się.
Kolejny raz to samo. Odmowa za odmową. Tu chodzi o zdrowie dziecka!
Zrozpaczona, zdenerwowana i sfrustrowana podeszła do okna i uklęknęła przed znajdującym się na parapecie ołtarzyku. Wykonała znak krzyża i zaczęła modlić się do Boga.
- Drogi Boże, pomóż mi i mojej córce w tej trudnej sytuacji. Spraw, by była zdrowa, albo żebym przynajmniej dowiedziała się co jej jest. Przepraszam, że nie powiedziałam o niej jej ojcu, ani Sayuri o tym, że ma tatę. Obiecuję, że naprawię swój błąd. Amen.
Wstając, ponownie wykonała znak krzyża. Otarła kciukiem łezki z kącików oczu i wzięła głęboki wdech, wypuszczając następnie masę powietrza z płuc. Przeczesała dłonią swe krótkie włosy i poszła do pokoju Sayuri.
Dziewczynka siedziała przy biurku i pisała coś w pamiętniku. Miała w zwyczaju mówić  półszeptem o tym, co ma napisać. Ten utarty zwyczaj nie odstępował jej ni na krok, więc w tamtej chwili także jej towarzyszył.
A Sakura stała u progu i przysłuchiwała się.
- Mama za bardzo się martwi, co zaczyna martwić z kolei mnie. Fakt, czuję, że coś jest nie tak. Jestem chora. Bardzo chora. A szkoda, bo chciałabym jeszcze przed TYM poznać tatę. Ciekawe jaki on jest? Mam nadzieję, że kocha Pana Boga tak samo mocno, jak ja. W przeciwnym razie zbyt długo zajęłoby mi naprowadzanie go na dobrą ścieżkę. A czasu jest niewiele.
Koniec. Sayuri zamknęła pamiętnik.
Sakura nie rozumiała o co mogło córce  chodzić z brakiem czasu.  Brak czasu? Przecież Sayri czasu miała sporo! Na pewno zdąży poznać ojca zanim… zanim umrze. Tego ostatniego Sakura nie chciałaby się doczekać za jej życia. Nie chce przeżywać śmierci dziecka. Najpierw umiera rodzic, potem dziecko. Tak być powinno. Nie inaczej.
Stojąc w dalszym ciągu w tym samym miejscu rozmyślała intensywnie nad egzystencją. Dopóki nie przerwała jej tego córka.
- Długo tam stoisz?
- Nie, chwilę.
- Wejdź, to pomożesz mi w lekcjach, okej?
- Okej.
***
- Ino! Ja ci mówię, ona coś przeczuwa!
- Sakura, Sayuri jest tylko dzieckiem…
- Ona jest mądra, jak na swój wiek.
- Wiem, ale to nadal tylko dziecko. Dobra, zresztą. Posiedzę jutro z nią po południu. Spróbuję się coś od niej dowiedzieć.
Ino rozłączyła się. Nie mogła inaczej. Tak samo jak Sakura, ona też martwiła się o swoją ulubienicę. Jednak nie miała zamiaru wiecznie użalać się nad tą istotką. Chciała korzystać ze swego życia prywatnego pełną parą, toteż umówiła się na randkę z niejakim Saiem, chłopakiem, którego poznała na zeszłorocznej, słynnej tokijskiej wystawie. Ona robiła zdjęcia celebrytom tam obecnym oraz – rzecz jasna – artystom. Jednym z artystów był właśnie Sai. 
Spojrzała na zegarek, który subtelnie ozdabiał jej dłoń. Było wpół do szóstej. Za równą godzinę ma być w restauracji. Podeszła szybko do lustra, przejechała błyszczykiem po ustach, poprawiła fryzurę. Wzięła białą kopertówkę, na niebieską mini założyła biały żakiet. Szybko wsunęła stopy w kremowe szpilki i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, wyszła z domu.
***
- Znowu idziesz do pracy? Ledwo, co przyszłam ze szkoły!
- Kochanie – zaczęła Sakura, stojąc przed lustrem i malując usta jasnobrązową pomadką Taką mam pracę.
- To dlaczego chciałaś być lekarzem? zapytała z pretensją w głosie.
Sakura odłożyła pomadkę i odwróciła się ku Sayuri. Nachyliwszy się ku niej, oparła ręce na obu kolanach.
- Córeczko moja kochana. Lubię pomagać ludziom poprzez ratowanie im życia.
- Szczytny cel, ale pomyśl w ten sposób: Ratujesz życie innym ludziom, a nie potrafisz uratować własnej córki.
Tą wypowiedzią zbiła Sakurę z pantałyku. Przez moment naprawdę nie wiedziała co ma odpowiedzieć, ba! Nie miała pojęcia nawet co ma o tym myśleć! Jednakże jak szybko pojawiło się osłupienie, tak również szybko pojawił się gniew. Spojrzała na Sayuri wkurzona, prostując się jak napięta struna.
- Chyba trochę przesadzasz, młoda damo. – zbeształa ją chłodno.
- Nie wydaje mi się. Źle zrozumiałaś. Ja po prostu czuję się jak sierota, która trafia od domu do domu. Kiedyś mi się to znudzi. Weź może wkońcu urlop i posiedź ze mną w domu, co? Brakuje mi matki.
Sakura raz za razem otwierała usta,  by coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. Do oczu cisnęły jej się łzy, ale je skrzętnie powstrzymywała. Ostatecznie wydukała:
- D-dlaczego zawsze jest tak, że kiedy coś mówisz, nie wiem, co mam odpowiedzieć?
- Ależ odpowiedź jest prosta. Przez to ciągłe chodzenie do pracy mnie nie znasz powiedziawszy to, wyszła z łazienki i zamknęła się w swoim pokoju.
Sakura długo biła się ze swoimi myślami.
„ Faktycznie jej nie znam. Taka jest gorzka prawda. Ona nie jest już małą dziewczynką. Ma rację. Za dużo pracuję, przez co zaniedbałam ją całkowicie. Jestem złą matką.
Westchnęła ze zrezygnowaniem. Schowała wszystkie kosmetyki do swojej dużej, beżowej kosmetyczki, po czym opuściła łazienkę. Zapukała do drzwi pokoju Sayuri, a następnie uchyliła je lekko. Dostrzegła córkę siedzącą przy komputerze.
- Sayuri?
Dziewczynka odwróciła się ku niej z wyrazem twarzy przedstawiającym emocje, jakie towarzyszą dziecku, kiedy jest mu wszystko jedno.
- Wezmę ten urlop, ale w sobotę nie będzie mnie przez dwie godziny.
- Wtedy też przyjdzie ciocia Ino?
- Tak, a co? Wolisz być u babci i dziadka?
- Lubię ich, ale z ciocią zawsze mogę w coś pograć, bo dziadek z babcią nie zawsze mają dla mnie czas.
- Nie rozumiem.
- Ciągle coś załatwiają. Ostatnio mówili o jakimś kredycie.
- Kredycie? – zapytała Sakura zaskoczona.
Kobieta weszła wgłąb pokoju.
- Nie wspominali mi, że wzięli kredyt!
- Mamo, pogadasz z nimi później. Teraz leć, bo się spóźnisz.
- Racja.
Przeszła do przedpokoju i zaczęła zakładać rzymianki. Sayuri widząc to, upomniała matkę:
- Takie buty są nieodpowiednie na rower.
- Oj tam, oj tam.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- To pewnie Ino. – powiedziała Sakura i otworzyła je.
Faktycznie, była to Ino Yamanaka. Wyglądała trochę na padnięta, więc Sakura skojarzyła ten stan z  nieprzespaną nocą.  A co mogło być tego powodem? Oczywiście, że nowa znajomość pod kryptonimem Sai.
Kobiety przywitały się całusem w policzek, a Sayuri zmusiła się, by nadstawić swój. Nie chciała w obecności mamy stroić fochów, chociaż permanentnie to robiła.
Sakura poczochrała swą jedynaczkę, potem zaś czmychnęła za drzwi.
Ino położyła swoją torebkę na komodzie i zwróciła się do Sayuri:
- Młoda, mamy do pogadania.
Ta uśmiechnęła się cwaniacko.
- Ta, opowiedz mi jak wczoraj zabalowałaś.
Blondynka popatrzyła na dziewczynkę tak, jakby ta dopiero co urwała się z choinki.
- Yyy… no więc - zaczęła Nie wiem, o czym mówisz dodała szybko.
- Byłaś na randce? Widać to po tobie! Masz podkrążone oczy. Pewnie byłaś późno w nocy w kinie na jakimś horrorze, a twój wybranek cię przytulał.
Ino zaskoczyła taka pewność swego w głosie Sayuri oraz słowa przez nią wypowiedziane, że mimowolnie parsknęła gromkim śmiechem.
- Nie Sayuri. Ale masz rację. Byłam na randce wczoraj. W restauracji.
żowowłosa przekrzywiła głowę i zamrugała kilkakrotnie powiekami. 
- To co było w tej restauracji takiego, że jesteś niewyspana?
Kolejna dawka śmiechu dopadła Ino. Ta mała potrafi sprawić, że ludzie mają dobry humor.
- Nic, kochanie. No, może jednak z pewnym przystojnym wyjątkiem.
- A czy wyjątek może być przystojny?
- Tak, jeśli mowa o chłopaku swoich marzeń.
- Czyli o kim?
- Heh… Mój ma na imię Sai.
- A czy mama też ma takiego?
Blondynka zamilkła na chwilę, potem zaś odpowiedziała:
- Myślę, że tak. No, ale przecież miałyśmy pogadać! zauważyła, siadając na pobliskim krześle.
- A co, robimy? – zapytała Sayuri, udając zdezorientowanie. Czasami lubiła umyślnie denerwować innych.
Ino jednak puściła tę uwagę mimo uszu.
- Chciałam zmienić temat. powiedziała nieco ponuro.
- Brzmisz tak, jakbym coś zrobiła.
Zaśmiała się perliście, wstając z krzesła i pociągnęła Sayuri za rękę. W następnej chwili znalazły się w kuchni. Dziewczynka usiadła na wysokim krześle obrotowym i podparłszy łokcie o blat dzielący kuchnię z jadalnią, oparła głowę o przeguby.
- Chcesz coś do jedzenia?
- Mama zrobiła wczoraj ciasto cytrynowe, możesz ukroić kawałek dla nas obu?
- Z chęcią. Ciasto cytrynowe twojej mamy jest zawsze bardzo dobre. W ogóle, wszystkie jej wypieki są wyśmienite.
Ino otworzyła lodówkę, następnie wyjęła z niej talerz z ciastem. Wzięła do ręki nóż obiadowy i pokroiła nim owe ciasto. Wyjęła z szafki dwa talerzyki i na każdym z nich umieściła po kawałku.  
- Proszę podała dziewczynce jej porcję.
Ta skubnęła parę kęsów.
- Chciałaś o czymś rozmawiać,
- Yhym. Ciekawi mnie twoje podejście do życia.
- A co konkretniej?
Blondynka ostrożnie podjęła wątek.
- Pewni zauważyłaś już, że być może coś ci dolega.
- Zauważyłam. Trochę mnie to niepokoi. Ale to zrozumiałe.
- Dlaczego zrozumiałe?
- Bo to strach przed nieznanym. Nigdy nie byłam poważnie chora. Nawet nie przechodziłam ospy.
- To chyba dobrze, nie?
- Zależy jak na to patrzeć. Lepiej wcześniej przejść chorobę typu ospa, bo im później się zachoruje, tym trudniej jest ją pokonać. Poza tym, jeśli nie jestem świadoma tego, jakie są objawy zwiastujące konkretną chorobę, to chyba mam prawo się bać?
- Nie twierdzę, że nie masz prawa się bać, lecz uważam, że nie powinnaś tego brać do siebie. Wystarczy, że twoja mama się martwi. Ty jesteś dzieckiem, skorzystaj z tego.
- Co więc mam robić?
- Na przykład wychodź z koleżankami na podwórko.
- I?
Ino w akcie irytacji nadęła policzki, wypuszczając następnie haust powietrza.
- Mam ci podpowiadać takie rzeczy? Ja i twoja mama, kiedy miałyśmy po dziesięć lat, grałyśmy z koleżankami w klasy, albo w gumę.
- Tak było kiedyś. Teraz prawie każdy wychodzi na dwór z tabletem, a zamiast grania w gumę, dziewczyny bawią się komórką lub siedzą gdzie popadnie i piszczą, kiedy ich idol odpisze im na facebooku’u. To ostatnie na szczęści rzadko się zdarza.
Słysząc to, kobieta zrobiła wielkie oczy, co w jej wydaniu wyglądało bardzo komicznie. Pokręciła głową, dzióbnęła łyżeczką  spory kawałek ciasta i włożyła go do buzi. Wybełkotała przy tym:
- Te dzisiejsze dzieciaki.
- Ej! Dzisiejsza młodzież jest jeszcze gorsza!
- Ta, chyba jedynie gim-baza.
- Uwierz mi, są ludzie pełnoletni lub młodociani, którzy zachowują się nawet gorzej niż gimbusy.
- To są po prostu ludzie infantylni.
- Wszystko jedno. Problem w tym, że z tego się tak szybko nie wyrasta.
- Na szczęście tobie to nie grozi.
- Keep calm. I’m clever – powiedziawszy to, demonstracyjnie pokazała Ino prawą ręką znak stop, a potem wskazała obiema dłońmi na siebie, prostując się przy tym i robiąc minę pyszałka, zupełnie ot tak, dla żartu. Puściła jej perskie oczko i uśmiechnęła się zawadiacko, puentując tym samym. Blondynka po raz kolejny tego dnia zaśmiała się perliście.
- Wiesz, jak człowieka rozbawić.
Sayuri pokręciła głową z lekkim uśmieszkiem pod nosem i dokończyła swoją porcję. W pewnym momencie, nie patrząc na Ino, zapytała:
- Dlaczego mi się tak przyglądasz?
- Zastanawiam się, do kogo jesteś bardziej podobna.
Dziewczynka podniosła na nią wzrok. Jej spojrzenie zdradzało, że ma multum różnych pytań. Ino, dostrzegłszy to, machnęła ręką.
- Możesz zapytać o wszystko z wyjątkiem poufnych informacji.
Powiedziała tak, dlatego, iż wiedziała, że tej małej nie da się oszukać, ani uniknąć odpowiedzi. Ona nigdy nie odpuszcza.
- Na przykład jakich?
- Jak o nie zapytasz, to powiem.
Syuri podparła się łokciem o blat, a podbródek oparła o przegub dłoni.
- Jak się nazywa?
-To poufne.
- Ile ma lat?
- Dwadzieścia osiem.
- Ma rodzeństwo?
- Poufne.
- Jaki ma kolor oczu i włosów?
- Oczy prawie czarne, jak twoje, włosy ciemne.
- Wysoki?
- Raczej tak.
- Gdzie pracuje?
- Poufne.
- Czy o mnie wie?
- O tym powinnaś porozmawiać z mamą.
- Skąd go znasz?
Ino nie była przygotowana na to pytanie. Wzrok Sayuri był tak przenikliwy, że ugięła się pod tym spojrzeniem. Poczuła się zdominowana. Jednakże nie miała zamiaru wyjawić całej prawdy. To byłoby niesprawiedliwe w stosunku do Sakury.
Odpowiedziała wymijająco:
- To mój znajomy. Nie martw się, nie jest złym człowiekiem.
- Jakby był dobry, to by mnie kochał.
- On o tobie nie wie!
Zaraz po tym, gdy to powiedziała, zakryła usta dłonią. Dotarł do niej sens wypowiedzianych słów. Nie było już odwrotu.
- Dziękuję za szczerą odpowiedź na jedno z moich pytań.
Dziewczynka zeskoczyła z krzesła i poszła do swojego pokoju.  
***
- Sakura?
żowowłosa podniosła wzrok znad sterty papierów. Dostrzegłszy stojącą przy drzwiach Tsunade, uśmiechnęła się przyjaźnie i zaprosiła ją do środka gestem dłoni.
- Masz chwilę?
- Jasne, właśnie miałam zrobić sobie przerwę. Pani profesor jest tu zawsze mile widziana.
- No,  nie przesadzajmy. – zaśmiała się, usłyszawszy tę uwagę.
Nieprzyszła tu jednak po to, aby sobie bez sensu pogadać. W jednej minucie spoważniała. Zapytała o Sayuri.
Sakura zdziwiła się intonacją swej przełożonej. Przez jej myśl przedarło się pytanie:
„Czy ona wie cokolwiek o stanie zdrowia Sayuri?”
Postanowiła nie pytać o to wprost. Odparła tylko:
- Nie jest z nią najlepiej.
- To znaczy?
Haruno westchnęła.
- Potrzebna jest wizyta u onkologa.
- Dlaczego więc od razu nie poprosiłaś mnie o pomoc?
- Bo w kolejce do pani czeka multum pacjentów.
- Przecież mogę ja przyjąć poza kolejką.
Sakura była  w szoku, słysząc takie słowa. „Przecież tak nie można.” Niestety,  gorzka prawda jest taka, że „znajomości wszystko załatwią.” A co ma zrobić człowiek, który takich znajomości nie posiada? Musi czekać rok i więcej na wizytę u lekarza. To jest niesprawiedliwe.
- Pani profesor. – zaczęła, próbując stłumić negatywne emocje – delikatnie rzecz ujmując, nie jestem zwolenniczką tego typu działań. Moja córka nie jest księżniczką i nie wymaga tego, aby każdy robił dla niej jakieś wyjątki. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest źle, ale każda matka, która przychodzi do pani z wizytą ma równie ciężko chore dziecko. Proszę postawić się na miejscu takiej kobiety. Przepraszam, ale zdenerwowała mnie pani swoja wypowiedzią.
Tsunade spięła się i wstała z podniesioną głową. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Człowiek chce pomóc z dobrego serca, a tu takie coś! Nonsens!
- Cóż, widocznie nie3 jest tak źle, jak to opisywała twoja matka. Żegnam.
Dumnym krokiem wymaszerowała z pomieszczenia.
Matka?
***
- Mama!
Ledwo Sakura przekroczyła próg, a Sayuri już uwiesiła się na jej szyi.
- Hej, kochanie. Udało mi się załatwić urlop.
- Super! Słyszałaś ciociu!? Będę z mamą przez tydzień!
- To świetnie, tylko skąd wiesz, że przez tydzień?
- Bo jej obiecałam – wtrąciła Sakura.
- No to może wyjedziecie gdzieś razem?
Sakura posłała Ino spojrzenie mówiące „zamknij się idiotko.”
- Ino, przypominam ci, że dostałam zlecenie na sobotę.
- Ale…
- Niema ale. – ucięła i spojrzała na przyjaciółkę wymownie.
- Ah, no tak. Chwilowa zaćma.
Zaśmiała się sztucznie. Nie wiedziała, dlaczego Sakura to robi. Przecież kocha swoją córeczkę, więc dlaczego ciągle znajduje pretekst do tego, żeby wyjść z domu? A poza tym Ino zakładała, że Sakura wcale nie miała ochoty na pójście na to spotkanie. „Może samotne wychowywanie dziecka jej doskwiera?”
Albo żal za grzechy.
- Sayuri, nie musisz już dłużej wisieć na mojej szyi! – jęknęła Sakura.
Dziewczynka zaprzestała więc tej czynności i oparła się o ścianę.
- Mamo, chciałabym z tobą poważnie porozmawiać. 
- Ojejku, coś nabroiłam? – zapytała z udawanym przestrachem.
- Yyy… To ja już lecę. Ciao!
Nim Sakura, czy Sayuri zdążyły coś odpowiedzieć, Ino nie było już w mieszkaniu.
Sakura Haruno popatrzyła na córkę pytająco.
- Wiesz, o co chodzi? – wskazała kciukiem na drzwi za sobą.
- Ino wspomniała mi o tacie.
Sakura zbladła.

*Jikan no tsuno ni – Na rogu czasu
** Sutekina - Miła

2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że znalazłam twojego bloga :D To opowiadanie jest niesamowite mimo, że to dopiero początek ;) Masz wielką wyobraźnie dziewczyno :D Nie podoba mi się jednak zachowanie Sakury :( Zachowuje się tak jakby nie zależało jej na córce :/ Mogła skorzystać z propozycji Tsunade. Mimo, że jest to wbrew jej zasadom to wydaje mi się, że zdrowie córki powinno być dla niej najważniejsze. Co do Sasuke to uważam, że nie powinna go okłamywać chociaż trochę rozumiem jej obawy :( Mam nadzieję, że kiedyś będzie w stanie powiedzieć mu prawdę a mała Sayuri będzie mieć wreszcie pełną rodzinę :D Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się ta historia dlatego z niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;)

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Libster award więcej informacji na moim blogu http://seimei-no-tsunagari.blogspot.com/ ^^

    OdpowiedzUsuń