„Kto umiejętnie milczy, wydaje się zwykle mądrzejszy”
Walery Pisarek
- Maaamo! – zawołała
donośnie dziewięcioletnia dziewczynka, która właśnie zakładała sandały.
- Już idę
kochanie, tylko zrobię ci śniadanie do szkoły! – odkrzyknęła kobieta, będąc jeszcze w kuchni.
Dziewczynka jedynie
wywróciła oczami. Chwilę później matka
z uśmiechem podała córeczce
kanapkę i sok w kartoniku, do którego dołączona
była słomka. Mała
już miała
wziąć od mamy przygotowane śniadanie, gdy wtem poczuła, że coś jest nie tak. Wyciągnięta w
stronę rodzicielki dłoń opadła
wzdłuż tułowia dziecka, a ono samo poszło w jej ślady.
Przerażona Sakura szybko chwyciła córkę w ramiona i położyła ją w
salonie na kanapie, a następnie
uniosła jej stopy na wysokości czubka nosa dziewczynki.
Była zaniepokojona. „To już któryś raz.
Ino miała rację, muszę iść z Sayuri do lekarza.”
Po kilku sekundach od
położenia na kanapie
dziewczynka otworzyła oczy.
- Mamo…?
- Ciii… Cicho kochanie.
– szepnęła czule, głaszcząc córkę po głowie
– Nie pójdziesz
dziś do szkoły.
Zawiozę cię do babci i dziadka.
Mała przytaknęła jedynie. Nie miała sił, żeby protestować. Nie, żeby
miała coś
przeciwko wizycie u dziadków,
ale nie lubiła opuszczać
szkoły. Było
wiele cech odróżniających ją od
większości
dzieci, a w tym także
to, że uwielbiała się
uczyć.
***
Dzisiejszy dzień w pracy Sakura przesiedziała jak na szpilkach. Na szczęście nie musiała asystować
przy żadnej operacji. Właściwie
to tkwiła w swoim gabinecie i przyjmowała pacjentów
lub też zrobiła raz czy dwa obchód na oddziale swojej przełożonej.
Po skończonej pracy zajechała na chwilę do
swojego studia fotograficznego, w którym
do pracy zatrudniła Ino.
- Jadę dziś z
nią na pogotowie – powiedziała do przyjaciółki.
Ino ze smutną miną
odstawiła filiżankę z kawą na
biurko.
- Sakura… Ja myślę, że on powinien się dowiedzieć o
Sayuri. Bo co zrobisz, jeśli
się okaże, że to jakaś
choroba dziedziczna lub taka, która
wymaga na przykład transfuzji?
- Wtedy poproszę go o pomoc. Teraz to zbędne. Dobra, Ino. Skoro wszystko tutaj gra, to ja
lecę, pa.
Pożegnawszy się z
blondynką wyszła ze studia.
***
Oparła głowę o ścianę i przymknęła
powieki.
- Jak to długa trwa… –
jęknęła
zmęczona.
- Nie pocieszasz mnie
mamo. – odburknęła Sayuri.
- Przepraszam. –
westchnęła Sakura.
Jakieś dziesięć
minut później wywołano do gabinetu Haruno Sayuri.
Lekko poirytowana
Sakura wzięła córkę za rękę i obie razem weszły do środka.
Przy biurku siedział
lekarz w sędziwym wieku. Miał nieprzyjemny wyraz twarzy, a źle dobrane, ogromne okulary nadawały mężczyźnie upiornego wyglądu. Na jego widok nawet Sakurę
przeszły ciarki, a co dopiero Sayuri. Chociaż, kiedy spojrzała na córkę nie dostrzegła na jej twarzy ani krzty obawy. Zamiast tego jej twarz wyrażała
maksymalne skupienie. Można
by ową sytuację porównać do safari. Zebra, która miała w poważaniu cały
świat i niebezpieczeństwo związane
ze… zwykłym
wcinaniem rzadko spotykanej w takich rejonach trawy oraz polujący na nią
jaguar. Idealne porównanie.
- Haruno Sayuri to? –
zapytał gderliwie.
- Ja – odpowiedziała
władczo dziewczynka, co zaskoczyło nie tylko lekarza, ale i nawet samą Sakurę.
Mimo, że była jej matką, to
nigdy wcześniej nie spotkała się z
takim zachowaniem córki. Musi z nią koniecznie na ten temat porozmawiać.
- Dobrze, więc. Co panie tu sprowadza? – spojrzał wymownie na
Sakurę, olewając perfidnie spojrzenie dziecka. Co go w końcu obchodziły
humorki jakiejś smarkuli?
- Moja córka – zaczęła Sakura –
od jakiegoś czasu omdlewa, jest
blada, szybko się męczy, ma powiększone węzły chłonne
i skłonności
do sińców. To znaczy, nie musi się mocno uderzyć, żeby powstał duży
siniak.
- Proszę mi pokazać te
sińce.
Sayuri podciągnęła
rękaw lewej ręki.
Oczom lekarza ukazało się kilka sinych miejsc.
- Kiedy się pojawiły?
- Jakieś trzy tygodnie temu, kiedy lekko uderzyłam się o stół.
Nawet nie zabolało.
Po obejrzeniu ręki lekarz zaczął wypełniać formalności.
Gdy skończył znów
spojrzał na Sakurę.
- Te sińce niczego nie oznaczają. na oko widzę, że węzłów
chłonnych też nie
ma znacznie powiększonych. W kartę wpiszę
omdlenia wazowagalne. Sądzę, iż ta
młoda dama wchodzi w wiek dojrzewania.
Irytacja Sakury
przerodziła się w gniew.
„Jakim
prawem ten stary dureń gada
takie rzeczy?!”
- Że co, proszę?! – warknęła
wkurzona – Mojej córce
coś dolega, a pana obowiązkiem jest dowiedzieć się co!
- Ja wiem, co jej jest:
dojrzewanie. Ale skoro pani się
uparła, że to
choroba, to może niech odwiedzi pani
psychiatrę. Taki lekarz pani pomoże.
Sakura na te słowa
wkurwiła się niemiłosiernie. Podnosząc głos zażądała
od lekarza, aby ten skierował Sayuri na badania. Przekazała mu także, że
nie dopuszcza do siebie odmowy. Jeśli
jednak mężczyzna się uprze, to zaskarży go o niedopełnienie
obowiązków.
Lekarz zdawał sobie
doskonale sprawę z tego, że nie jest już młody i nie ma sensu
dodawać problemów na swoje konto, zwłaszcza, że dosłownie
na dniach schodzi na emeryturę.
Zrezygnowany, chwycił jakby od niechcenia
za długopis i z kwaśną miną wypisał
skierowanie na morfologię i
rozmaz krwi.
Sakura wzięła skierowanie i jednym ruchem głowy dała
córce znać, że właśnie wychodzą.
***
Następnego dnia, z samego rana pojechała z Sayuri na badanie.
- Wyniki będą dziś po szesnastej – poinformowała Sakurę pielęgniarka, zakładając przy tym dziewczynce opatrunek. Spojrzała na Sayuri – Przez piętnaście minut musisz to nosić. Teraz zegnij rączkę i poczekaj w poczekalni – poinstruowała ją z uśmiechem.
- Dobrze –
odpowiedziała i zrobiła tak, jak nakazała jej pielęgniarka.
- Dziękuję – tym razem głos zabrała Sakura.
Kiedy wyszła z gabinetu
zabiegowego zwróciła się do
córki:
- Byłaś dzielna, Sayuri.
Na twarzy różowowłosej
błąkał
się cień uśmiechu.
Sayuri w odpowiedzi
posłała jej pobłażliwe spojrzenie.
Znudziło się dziecku bezsensowne siedzenie w miejscu, więc wstała
i poszła w stronę wyjścia, licząc na
to, że mamusia zauważy jej chęć
opuszczenia tego miejsca. Płonne
okazały się być jej nadzieje, bo Sakura, w przeciwieństwie do oczekiwań córki… zamyśliła się
zwyczajnie.
- Mamo! Idziesz?! –
zawołała zirytowana, opierając się lewym bokiem o framugę drzwi wyjściowych.
Kobieta podniosła
pochyloną uprzednio głowę i
popatrzywszy na minę córki zaśmiała się.
- Jasne.
***
- Dzisiaj znów zawiozę cię do
babci i dziadka.
- Przecież masz dziś
wolne! – Sayuri tupnęła nogą na środku chodnika.
Sakura odetchnęła głęboko,
po czym odwróciła się na
pięcie.
- To nie jest tak, że mam wolne. Owszem, nie idę dziś do
szpitala, ale muszę w spokoju posiedzieć nad zdjęciami.
nie zostawię Ino samej ze wszystkim.
- Wróć niedługo
– spojrzała
na matkę butnie.
- Postaram się. nie pokazuj fochów na środku chodnika.
Mała wywróciła oczami i
podeszła do samochodu.
„Po kim ona ma ten charakter?” – zaczęła zachodzić w głowę
Sakura.
„No, tak. Jak nie po mnie, to po ojcu.”
- Mamooo! – jęknęła
przeciągle Sayuri, czekając, aż
matka otworzy z łaski swojej samochód.
***
Siedziała w swej
ulubionej kawiarni Jikan no tsuno* ni, znajdującej się przy teatrze kabuki. Z
aparatem w dłoniach przeglądała
zrobione przez siebie zdjęcia.
Była tak zajęta
sobą, że
nie spostrzegła nawet, iż ktoś się do niej przysiadł.
- Ekhem – usłyszała
donośny baryton.
Ściągnęła
brwi i opuściwszy nieco aparat
spojrzała na mężczyznę, który
wyglądał na pięćdziesięciolatka.
- Witam, jestem Uchiha
Fugaku, pewnie mnie pani nie pamięta – uśmiechnął się życzliwie.
Odłożyła
aparat.
- Haruno Sakura, i tak
ma pan rację, nie pamiętam pana.
- Wraz z żoną
skorzystaliśmy z usług pani firmy. Robiła pani niedawno zdjęcia na rocznicy mojego i żony ślubu.
Sakura rozchyliła
nieznacznie usta. Przypomniała sobie ten feralny dzień.
Wtedy znów spotkała
„jego”.
~~~~~~
Czuła na sobie jego
wzrok. Cały czas te wrażenie
nie odstępowało od niej ani na krok. Odwrócił
się, by sprawdzić, czy przypadkiem się nie
myli. Nie myliła się. Świdrował
ją spojrzeniem, popijając drinka. Wydawał się lodowato zimny. Spływało po nim jak po kaczce to, że do jego ramienia kleiła się
jakaś brunetka. Zapewne jego
dziewczyna, bo cały czas jęczała
mu do ucha na tyle głośne „kochanie”, że
stojąca od nich dwa metry
Sakura była w stanie to dosłyszeć. Olewał ją i
nachalnie patrzył w zielone tęczówki
Sakury. Odłożył drinka, odepchnął kobietę i
nie zważając na jej protesty zaczął kierować się ku Sakurze, której, niedosłownie, nogi wrosły w ziemię.
Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć,
kiedy był już
blisko niej, gdy w paradę
wszedł mu ojciec i poprosił Sakurę o
zrobienie rodzinnego zdjęcia.
Brunet wyraził swą
dezaprobatę poprzez wywrócenie oczami, zaś Sakura z chęcią na to przystała.
Po zrobieniu zdjęcia pożegnała się ze
swymi zleceniodawcami i nie przejmując się ów
osobnikiem, który niemal obnażył
ją samym spojrzeniem, wyszła z lokalu.
~~~~~~
- Halo? Pani Haruno? –
mężczyzna machał dłonią przed jej oczami.
- Co? Yyyy… aha, przepraszam Zamyśliłam
się. –
odparła zmieszana.
Westchnęła i oparła
dłonie o blat.
Podeszła kelnerka i
zapytała o zamówienie.
- Ja poproszę latte bez cukru – poprosiła Sakura.
- Dla mnie czarna,
prawdziwa Lubię oryginalne smaki – zaśmiał się
Fugaku.
Kiedy kelnerka odeszła,
kontynuował:
- Mam dla pani
propozycję nie do odrzucenia.
Sakura poprawiła się na krześle.
- Zamieniam się w słuch.
- Proponuję pani pracę w
mojej gazecie.
- Jeżeli chodzi o umowę zlecenie to zgoda. A i jeszcze chciałabym pracować w
dogodnym dla mnie terminie.
Westchnął i oparł
się o oparcie.
- Możemy się
jakoś dogadać –
oznajmił.
- Zawodowo jestem
kardiologiem i pracuję w
szpitalu miejskim. mam multum pacjentów
i przeprowadzam najróżniejsze badania. Czasem
też asystuję
przy operacji. Ponadto jestem samotną
matką. Niech mnie pan
zrozumie.
- Wporządku. Więc
przystanę na pani warunki, ale
minimum pani godzin pracy to dwie. Poza tym przychodzi pani do biura w
weekendy.
Wyjął coś zza
pazuchy.
- Proszę, oto moja wizytówka. – położył karteczkę między dłońmi Sakury, w tym samym momencie, w którym podeszła
kelnerka i postawiła na stoliku dwie
kawy.
***
- Ino, mówię ci, że to
jakiś obłęd!
Sakura krążył
po studiu w tę i we w tę, gestykulując przy tym zawzięcie.
- Dlaczego? – zapytała
siedząca przy laptopie Ino – Lubisz robić zdjęcia.
Sakura spojrzała na nią z mordem w oczach.
- I tylko dlatego się zgodziłam.
Gdyby wcześniej mnie olśniło
odnośnie powiązania z SAMA – WIESZ – KIM, na pewno bym się nie zgodziła,
ale nie! Oczywiście musiało mi to przyjść do głowy
wtedy, kiedy stałam na światłach!
- Zawsze możesz zrezygnować – mruknęła blondynka.
- To nie jest takie
proste! Ten człowiek o niczym nie wie i jest Bogu ducha winny. Jak zrezygnuję, to pewnie mnie obleje błotem!
- Nie przesadzaj, nie
jest wredny.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie go nie znam.
- Ja też go zbyt dobrze nie znam! Nie bywałam u nich w domu!
Ino upiła łyk kawy i
kontynuowała pracę przy laptopie.
- Co mam zrobić? –
jęknęła
Sakura, siadając na fotelu przy swoim
stanowisku.
- Cóż… Może
lepiej by było, żebyś
zachowywała się
tak, jak gdyby nigdy nic?
Sakura zaintrygowana
przechyliła się do przodu, tym samym
opierając przedramiona na biurku.
-Mów, mów.
-Heh- westchnęła i spojrzała
przelotnie na przyjaciółkę, nie przerywając wykonywanej czynności. – W razie, gdyby SAMA-WIESZ-KTO pojawił się na
horyzoncie, to udawaj przy nim, że
widzisz go po raz pierwszy na oczy, a jak zapyta o tamta imprezę, to powiesz, że musiał cię z kimś
pomylić.
- No dobrze, geniuszu.
A jak się dowie o naszej przyjaźni, to co wtedy?
- Sakura. Kłamstwo ma
krótkie nóżki. Tak, czy siak będziesz mu musiała powiedzieć
prawdę.
- Tego właśnie się
obawiam.
- Sakura, a może byłby
on dobrym ojcem?
- Nie sądzę.
- No i właśnie tego nie rozumiem. Nie chcę cię
oczerniać, ale sądzę, że źle robisz.
Dlaczego nie dasz mu szansy? Bo, co? Boisz się, że cię wyśmieje?
Sakura spowrotem opadła
na fotel. Ino miała po części
rację. Bała się,
ale nie wyśmiania. Ona po prostu nie
chciała widzieć więcej tego człowieka.
Czuła się
wykorzystana. Obawiała się, że
jak go spotka, to złe uczucia wrócą. Cały żal,
gniew, upokorzenie… To wszystko mogłoby odbić się na jej dziecku. Poza tym psychika Sakury
zostałaby mocno nadszarpnięta.
Bała się.
Cholernie bała się tego, jak zachowa się jej serce w obliczu zagrożenia. Jeden raz, może nawet dwa, a zdążyła
się w nim bez pamięci zakochać.
A co, jeśli on ma dziewczynę, może nawet żonę? A
co, jeśli tamten „raz” był dla
niego tylko przygodą?
A co, jeśli…?
A co, jeśli…?
A co, jeśli…?
- Sakura! – Ino pstryknęła jej przed oczami – Wróć na
ziemię!
- Co? – spojrzała na nią zdezorientowana.
- Telefon do ciebie!
- Dzięki –
wzięła od Ino służbową komórkę.
- Tak?
- Witam, z tej strony Fugaku Uchiha.
Tego się nie spodziewała. Wkońcu, czego ten mężczyzna mógł od niej chcieć?
- Dzień dobry –
odparła sztucznie.
Ino nabazgrała coś na kartce, a następnie zaprezentowała
napis Sakurze.
„TO ON?”
Sakura kiwnęła głową.
- Miałaby pani czas w
sobotę o jedenastej? Odbędzie się
wtedy ważne spotkanie w
audytorium.
- A dokładniej jakie?
- Wybór nowego
burmistrza naszego miasteczka.
- Yhym. Wstępnie się
zgadzam, ale jeśli nagle coś mi wypadnie,
to wyślę moją
przyjaciółkę,
która dla mnie pracuje.
- A czy jest ona
uprawniona do podpisywania umów? Bo tak się składa, że od
razu chciałby podpisać
umowę z pani firmą.
- Tak, tak.
- Dobrze, w przypadku,
kiedy to pani pracownica będzie
miała pojawić się na spotkaniu, proszę mnie o tym odpowiednio wcześniej poinformować.
- Dobrze.
- To wszystko, do widzenia.
- Do widzenia.
Kobieta rozłączyła
się, podając
tym samym komórkę Ino.
- I? – ponagliła ją blondynka, widząc, że ta nie kwapi się zbytnio do zrelacjonowania rozmowy.
- Czas zacząć pracę.
Mamy zlecenie na sobotę. – westchnęła
i pokręciwszy głową
wstała od biurka.
***
Z uśmiechem wkroczyła do restauracji Sutekina**. Dostrzegł ją pewnien niewysoki
blondyn – kelner, u którego na widok Sakury szelmowski uśmieszek sam wypełzł na twarzy. Wpatrując się w
nią zawadiacko, kroczył ku niej, chcąc zagrodzić jej
drogę. Ta nawet na niego nie
spojrzała, a już czuła co się święci.
Dlatego, gdy był już bardzo blisko, wyciągnęła
dłoń i
stanowczo oznajmiła:
- Nie umówię się z
tobą, Daisuke.
- A może kawa? – zapytał z nadzieją w głosie.
W życiu nie da za wygraną.
- Albo kino? Albo…
- Nie – spojrzała na
niego przelotnie – przyszłam po moją córkę – powiedziawszy to, poszła na zaplecze, nawet nie
oglądając się za siebie.
***
- Cześć, mamo –
pocałowała
kobietę w policzek.
- Witaj, kochanie.
- Widzę, że
jesteś zajęta. Sayuri ci nie przeszkadzała?
- Nie – odpowiedziała,
robiąc zamówienie na produkty mleczne – Ojciec wziął
ją na lody.
- Dawno poszli?
- No, już minie z godzina. Zaraz powinni wrócić.
Sakura usiadła przy
biurku naprzeciw matki. Ta spojrzała na nią
czule.
- Widziałam w kamerze, że Daisuke się do ciebie przystawiał.
Już od dawna o ciebie zabiega. To dobry chłopak. Powinnaś dać mu szansę.
Sakura jęknęła
w geście poirytowania i walnęła się
otwartą dłonią w
czoło.
- Maaamo! Ja go nie chcę! Poza tym nie mam czasu na takie bzdury.
Pięćdziesięciolatka
westchnęła jedynie. Nie chciała komentować słów córki,
bo gdyby to zrobiła, znaczyło by to tyle, co wmieszanie się w jej stricte prywatne życie.
Wtem do pomieszczenia
wbiegła Sayuri, a zaraz za nią
wszedł zziajany mężczyzna
w średnim wieku.
- Nie te lata – zaśmiał
się wesoło.
- Tato! Nie musisz jej
ganiać! – zawołała zagniewana tym widokiem Sakura.
- Hahaha! No, nie złość się już tak córeczko
– posłał różowowłosej
perskie oczko.
Sakura pokręciła
głową
zrezygnowana.
- Dobra, młoda.
Idziemy. Pa mamo, tato.
- Cześć! Ta góra
lodów była
naprawdę dobra!
Sakura z udawanym
mordem w oczach spojrzała na ojca.
Ten jedynie wyjaśnił:
- Czego się nie zrobi dla swojej jedynej wnusi?
***
- Proszę, oto wyniki. – Sakura wzięła
od pielęgniarki kopertę –
Powinien to obejrzeć
lekarz.
Sakura nie rozumiała
dlaczego kobieta mówi jej takie rzeczy. Oczywistym jest, że każdy,
nie ważne czy dobry czy zły, wynik musi obejrzeć doktor, który skierował pacjenta na badanie, a
Sakura jako specjalista w dziedzinie kardiologii wiedziała o tym doskonale.
Zdziwiła się więc słowami pielęgniarki.
Swe zdziwienie przedstawiła jako trudną do odgadnięcia
minę.
- Jak to? Przecież lekarz tak, czy inaczej obejrzy wynik. To należy do jego obowiązków, a ja bardzo dobrze
wiem, że pewnych rzeczy nie można lekceważyć.
Pielęgniarka patrzyła Sakurze w oczy, nie wiedząc,
co ma powiedzieć. Nagle oderwała od niej wzrok i spojrzała gdzieś w
bok.
- Wyniki są bardzo niepokojące. Sugeruję
pani wizytę u onkologa.
Haruno zamarła na
moment. Nie docierały do niej nawet wołania córki.
- Mamo, no! – Sayuri
szarpnęła Sakurę za
rękaw. Miała
dość stania i czekania, aż mamusia wkońcu się ocknie z chwilowego
letargu.
Sakura niemrawo
popatrzyła na córkę, mrużąc przy tym powieki. Kiedy całkiem dotarło
do niej, że jej jedyne, ukochane
dziecko może być śmiertelnie
chore, postanowiła, że nie będzie
temu bierna. Walka ze wszystkich sił,
walka o życie zostanie podjęta. Tu i teraz. Dla jej jedynego dziecka.
- Masz już te wyniki, więc chodź!
Sayuri tupnęła nogą.
Zawsze tak robiła, kiedy coś nie szło
po jej myśli. Ktoś, kto jej nie znał, na przykład jakikolwiek
przechodzień na mieście, mógłby ( i nawet miałby do tego pełne prawo ) pomyśleć, że jest rozwydrzona. Mała smarkula, myśląca, że świat
należy tylko do niej i każdy ma się jej
słuchać.
Rozpieszczona gówniara. Jednakże gdyby osoba, która ją „zna”
twierdziłaby tak samo, oznaczałoby to jedynie, że w gruncie rzeczy nie wie nic na jej temat. Na temat dziewczynki,
którą – no przecież! – zna.
Wiele rzeczy wydaje się być na świecie niemożliwych. Ale – uwierzcie mi państwo
– spośród tych wielu jest jedna taka, która wydaje się być nazbyt oczywista. Miłość.
Można odczuwać ją w stosunku rodzic – dziecko, partner – partnerka, dziadkowie –
wnuki, przyjaciel – przyjaciel, brat – siostra. Każdą z
nich trzeba umieć odróżnić, a
także i zrozumieć. Kiedy widzimy dziecko idące
chodnikiem, a obok niego matkę.
Dziecko usilnie szarpie rodzicielkę za
rękę, krzycząc przy tym wniebogłosy, żeby kupiła mu coś słodkiego w sklepie, który akurat mijają. Zwykły obserwator wzruszyłby na to ramionami i pomyślał:
„ No, tak.
Gówniarz drze się na całe gardło, a matka nie reaguje. Nie ma to
jak brak wychowania.” Natomiast prawdziwy obserwator pomyślałby:
„Tej
kobiecie jest pewnie ciężko.
Kocha dziecko całym
sercem, ale nie odczuwa odwzajemnienia tej miłości. Jaka szkoda.”
Zastanawia was,
dlaczego ów kobieta nie odczuwa odwzajemnienia tego uczucia? Odpowiedź jest prosta. Nie patrzy oczami dziecka. Tak naprawdę każdy gest, każde słowo
skierowane przez małe dziecko do matki
jest oznaką miłości.
Samo to, że dzieciak krzyczy, nie
jest istotne. Istotne jest, że
ten krzyk jest skierowany do konkretnej osoby, w tym przypadku do matki. Ale
dlaczego akurat do tej osoby? Ano dlatego, że spośród setek osób,
które w danym momencie również idą tym
samym chodnikiem ono – dziecko – ma zaufanie do swojej mamy. Nie do Iksa, nie do
Igreka. Do mamy.
A zaufanie jest świadectwem miłości.
I to wyjaśnia dlaczego Sayuri czasem zachowuje się tak, a nie inaczej. Pomimo swych dziewięciu lat, nadal w głębi duszy jest małą
dziewczynką. A dziewczynka ta cierpi
często na brak matki. Dlaczego tak jest? Ponieważ Sakura pracuje. A pracuje, bo musi utrzymać siebie i córkę. A dlaczego musi utrzymać
siebie i córkę? Bo
musi robić to przez swoje zatajanie
prawdy przed ojcem Sayuri. Sakura sama jest sobie winna.
- Dobrze już, uspokój
się –
skarciła Sayuri zupełnie niepotrzebnie. Zamiast podnosić ton – nieznacznie, ale
jednak – mogłaby użyć sformułowania:
kochanie, proszę, abyś się
uspokoiła –
nie zmieniając tonu. Efekt byłby taki sam.
Szybkim krokiem
skierowała się ku wyjściu. To też nie
było dobrym rozwiązaniem, ale można
takie zachowanie usprawiedliwić
zdenerwowaniem wynikającym
z otrzymaniem złej wiadomości.
***
- Witam – powiedziała,
kiedy osoba po drugiej stronie połączenia
odebrała telefon –
Chciałabym zapisać córkę na
wizytę.
- Proszę pani, w tej chwili nie mamy wolnych terminów. Jak…
Sakura nie dosłyszała
kolejnych słów pielęgniarki,
gdyż rozłączyła się.
Kolejny raz to samo.
Odmowa za odmową. Tu chodzi o zdrowie
dziecka!
Zrozpaczona,
zdenerwowana i sfrustrowana podeszła do okna i uklęknęła
przed znajdującym się na parapecie ołtarzyku. Wykonała
znak krzyża i zaczęła modlić się do Boga.
- Drogi Boże, pomóż mi
i mojej córce w tej trudnej sytuacji. Spraw, by była zdrowa, albo żebym przynajmniej dowiedziała
się co jej jest. Przepraszam, że nie powiedziałam o niej jej ojcu, ani Sayuri o tym, że ma tatę.
Obiecuję, że naprawię swój błąd.
Amen.
Wstając, ponownie wykonała znak krzyża.
Otarła kciukiem łezki z kącików oczu i wzięła głęboki wdech, wypuszczając następnie
masę powietrza z płuc. Przeczesała dłonią swe
krótkie włosy
i poszła do pokoju Sayuri.
Dziewczynka siedziała
przy biurku i pisała coś w
pamiętniku. Miała w zwyczaju mówić półszeptem
o tym, co ma napisać.
Ten utarty zwyczaj nie odstępował jej ni na krok, więc w tamtej chwili także jej towarzyszył.
A Sakura stała u progu
i przysłuchiwała się.
- Mama za bardzo się martwi, co zaczyna martwić z kolei mnie. Fakt, czuję, że coś jest nie tak. Jestem chora. Bardzo chora. A
szkoda, bo chciałabym jeszcze przed TYM
poznać tatę. Ciekawe jaki on jest? Mam nadzieję, że
kocha Pana Boga tak samo mocno, jak ja. W przeciwnym razie zbyt długo zajęłoby mi naprowadzanie go na dobrą ścieżkę. A
czasu jest niewiele.
Koniec. Sayuri zamknęła pamiętnik.
Sakura nie rozumiała o
co mogło córce chodzić z brakiem czasu. Brak czasu? Przecież Sayri czasu miała sporo! Na pewno zdąży
poznać ojca zanim… zanim umrze.
Tego ostatniego Sakura nie chciałaby się
doczekać za jej życia. Nie chce przeżywać śmierci dziecka. Najpierw umiera rodzic, potem
dziecko. Tak być powinno. Nie inaczej.
Stojąc w dalszym ciągu w tym samym miejscu rozmyślała intensywnie nad egzystencją. Dopóki
nie przerwała jej tego córka.
- Długo tam stoisz?
- Nie, chwilę.
- Wejdź, to pomożesz
mi w lekcjach, okej?
- Okej.
***
- Ino! Ja ci mówię, ona coś
przeczuwa!
- Sakura, Sayuri jest
tylko dzieckiem…
- Ona jest mądra, jak na swój wiek.
- Wiem, ale to nadal
tylko dziecko. Dobra, zresztą.
Posiedzę jutro z nią po południu.
Spróbuję się coś od
niej dowiedzieć.
Ino rozłączyła
się. Nie mogła
inaczej. Tak samo jak Sakura, ona też
martwiła się o
swoją ulubienicę. Jednak nie miała zamiaru wiecznie użalać się nad
tą istotką.
Chciała korzystać ze swego życia prywatnego pełną parą, toteż umówiła
się na randkę z
niejakim Saiem, chłopakiem, którego poznała
na zeszłorocznej, słynnej
tokijskiej wystawie. Ona robiła
zdjęcia celebrytom tam obecnym oraz – rzecz jasna –
artystom. Jednym z artystów był właśnie
Sai.
Spojrzała na zegarek,
który subtelnie ozdabiał jej dłoń. Było wpół
do szóstej. Za równą godzinę ma
być w restauracji. Podeszła szybko do lustra, przejechała błyszczykiem
po ustach, poprawiła fryzurę.
Wzięła białą
kopertówkę, na
niebieską mini założyła biały
żakiet. Szybko wsunęła stopy w kremowe szpilki i upewniwszy się, że
wszystko jest w porządku,
wyszła z domu.
***
- Znowu idziesz do
pracy? Ledwo, co przyszłam ze szkoły!
- Kochanie – zaczęła Sakura, stojąc przed lustrem i malując
usta jasnobrązową pomadką – Taką mam
pracę.
- To dlaczego chciałaś być
lekarzem? – zapytała
z pretensją w głosie.
Sakura odłożyła
pomadkę i odwróciła
się ku Sayuri. Nachyliwszy się ku niej, oparła ręce na obu kolanach.
- Córeczko moja
kochana. Lubię pomagać ludziom poprzez ratowanie im życia.
- Szczytny cel, ale
pomyśl w ten sposób: Ratujesz życie innym ludziom, a nie potrafisz uratować własnej
córki.
Tą wypowiedzią zbiła Sakurę z
pantałyku. Przez moment naprawdę nie wiedziała co ma odpowiedzieć, ba! Nie miała pojęcia nawet co ma o tym myśleć!
Jednakże jak szybko pojawiło się osłupienie, tak również szybko pojawił się
gniew. Spojrzała na Sayuri wkurzona,
prostując się jak napięta
struna.
- Chyba trochę przesadzasz, młoda damo. – zbeształa ją chłodno.
- Nie wydaje mi się. Źle
zrozumiałaś. Ja
po prostu czuję się jak sierota, która trafia od domu do domu. Kiedyś mi się to znudzi. Weź może
wkońcu urlop i posiedź ze mną w domu, co? Brakuje mi
matki.
Sakura raz za razem
otwierała usta, by coś powiedzieć,
ale nic sensownego nie przychodziło
jej na myśl. Do oczu cisnęły jej się łzy, ale je skrzętnie powstrzymywała.
Ostatecznie wydukała:
- D-dlaczego zawsze
jest tak, że kiedy coś mówisz,
nie wiem, co mam odpowiedzieć?
- Ależ odpowiedź
jest prosta. Przez to ciągłe chodzenie do pracy mnie nie znasz – powiedziawszy to, wyszła z łazienki
i zamknęła się w
swoim pokoju.
Sakura długo biła się ze swoimi myślami.
„ Faktycznie jej nie znam. Taka jest gorzka
prawda. Ona nie jest już małą
dziewczynką. Ma
rację. Za dużo pracuję, przez
co zaniedbałam ją całkowicie.
Jestem złą matką.”
Westchnęła ze zrezygnowaniem. Schowała wszystkie kosmetyki do swojej dużej, beżowej
kosmetyczki, po czym opuściła łazienkę. Zapukała
do drzwi pokoju Sayuri, a następnie
uchyliła je lekko. Dostrzegła córkę siedzącą przy komputerze.
- Sayuri?
Dziewczynka odwróciła
się ku niej z wyrazem twarzy przedstawiającym emocje, jakie towarzyszą dziecku, kiedy jest mu wszystko jedno.
- Wezmę ten urlop, ale w sobotę nie będzie
mnie przez dwie godziny.
- Wtedy też przyjdzie ciocia Ino?
- Tak, a co? Wolisz być u babci i dziadka?
- Lubię ich, ale z ciocią zawsze mogę w
coś pograć, bo
dziadek z babcią nie zawsze mają dla mnie czas.
- Nie rozumiem.
- Ciągle coś załatwiają.
Ostatnio mówili o jakimś
kredycie.
- Kredycie? – zapytała
Sakura zaskoczona.
Kobieta weszła wgłąb pokoju.
- Nie wspominali mi, że wzięli
kredyt!
- Mamo, pogadasz z nimi
później. Teraz leć, bo się spóźnisz.
- Racja.
Przeszła do przedpokoju
i zaczęła zakładać rzymianki. Sayuri widząc to, upomniała matkę:
- Takie buty są nieodpowiednie na rower.
- Oj tam, oj tam.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- To pewnie Ino. – powiedziała
Sakura i otworzyła je.
Faktycznie, była to Ino
Yamanaka. Wyglądała trochę na
padnięta, więc Sakura skojarzyła ten stan z nieprzespaną nocą. A co mogło
być tego powodem? Oczywiście, że
nowa znajomość pod kryptonimem Sai.
Kobiety przywitały się całusem
w policzek, a Sayuri zmusiła
się, by nadstawić swój. Nie chciała w obecności
mamy stroić fochów, chociaż permanentnie to robiła.
Sakura poczochrała swą jedynaczkę,
potem zaś czmychnęła za drzwi.
Ino położyła
swoją torebkę na komodzie i zwróciła się do Sayuri:
- Młoda, mamy do
pogadania.
Ta uśmiechnęła
się cwaniacko.
- Ta, opowiedz mi jak
wczoraj zabalowałaś.
Blondynka popatrzyła na
dziewczynkę tak, jakby ta dopiero co
urwała się z
choinki.
- Yyy… no więc…
- zaczęła –
Nie wiem, o czym mówisz – dodała
szybko.
- Byłaś na randce? Widać to po tobie! Masz podkrążone
oczy. Pewnie byłaś późno w
nocy w kinie na jakimś
horrorze, a twój wybranek cię przytulał.
Ino zaskoczyła taka
pewność swego w głosie Sayuri oraz słowa przez nią
wypowiedziane, że mimowolnie parsknęła gromkim śmiechem.
- Nie Sayuri. Ale masz
rację. Byłam na randce wczoraj. W restauracji.
Różowowłosa
przekrzywiła głowę i zamrugała
kilkakrotnie powiekami.
- To co było w tej
restauracji takiego, że
jesteś niewyspana?
Kolejna dawka śmiechu dopadła Ino. „ Ta mała potrafi sprawić, że ludzie mają dobry humor.”
- Nic, kochanie. No, może jednak z pewnym przystojnym wyjątkiem.
- A czy wyjątek może być przystojny?
- Tak, jeśli mowa o chłopaku swoich marzeń.
- Czyli o kim?
- Heh… Mój ma na imię Sai.
- A czy mama też ma takiego?
Blondynka zamilkła na
chwilę, potem zaś odpowiedziała:
- Myślę, że tak. No, ale przecież miałyśmy pogadać! – zauważyła, siadając na
pobliskim krześle.
- A co, robimy? –
zapytała Sayuri, udając
zdezorientowanie. Czasami lubiła
umyślnie denerwować innych.
Ino jednak puściła
tę uwagę
mimo uszu.
- Chciałam zmienić temat. –
powiedziała nieco ponuro.
- Brzmisz tak, jakbym
coś zrobiła.
Zaśmiała
się perliście,
wstając z krzesła i pociągnęła Sayuri za rękę. W następnej chwili znalazły się w kuchni. Dziewczynka
usiadła na wysokim krześle obrotowym i podparłszy
łokcie o blat dzielący kuchnię z
jadalnią, oparła głowę o przeguby.
- Chcesz coś do jedzenia?
- Mama zrobiła wczoraj
ciasto cytrynowe, możesz
ukroić kawałek dla nas obu?
- Z chęcią.
Ciasto cytrynowe twojej mamy jest zawsze bardzo dobre. W ogóle, wszystkie jej wypieki są wyśmienite.
Ino otworzyła lodówkę, następnie
wyjęła z niej talerz z ciastem. Wzięła do ręki nóż obiadowy i pokroiła nim owe ciasto. Wyjęła
z szafki dwa talerzyki i na każdym
z nich umieściła po kawałku.
- Proszę –
podała dziewczynce jej porcję.
Ta skubnęła parę kęsów.
- Chciałaś o czymś
rozmawiać,
- Yhym. Ciekawi mnie
twoje podejście do życia.
- A co konkretniej?
Blondynka ostrożnie podjęła
wątek.
- Pewni zauważyłaś już, że być może coś ci
dolega.
- Zauważyłam.
Trochę mnie to niepokoi. Ale to
zrozumiałe.
- Dlaczego zrozumiałe?
- Bo to strach przed
nieznanym. Nigdy nie byłam poważnie
chora. Nawet nie przechodziłam
ospy.
- To chyba dobrze, nie?
- Zależy jak na to patrzeć. Lepiej wcześniej
przejść chorobę typu ospa, bo im później się
zachoruje, tym trudniej jest ją
pokonać. Poza tym, jeśli nie jestem świadoma tego, jakie są
objawy zwiastujące konkretną chorobę, to
chyba mam prawo się bać?
- Nie twierdzę, że
nie masz prawa się bać, lecz uważam, że nie powinnaś tego brać do
siebie. Wystarczy, że
twoja mama się martwi. Ty jesteś dzieckiem, skorzystaj z tego.
- Co więc mam robić?
- Na przykład wychodź z koleżankami
na podwórko.
- I?
Ino w akcie irytacji
nadęła policzki, wypuszczając następnie
haust powietrza.
- Mam ci podpowiadać takie rzeczy? Ja i twoja mama, kiedy miałyśmy
po dziesięć lat, grałyśmy z
koleżankami w klasy, albo w
gumę.
- Tak było kiedyś. Teraz prawie każdy wychodzi na dwór
z tabletem, a zamiast grania w gumę,
dziewczyny bawią się komórką lub siedzą
gdzie popadnie i piszczą,
kiedy ich idol odpisze im na facebooku’u. To ostatnie na szczęści rzadko się zdarza.
Słysząc to, kobieta zrobiła wielkie oczy, co w jej wydaniu wyglądało
bardzo komicznie. Pokręciła głową, dzióbnęła łyżeczką spory kawałek ciasta i włożyła
go do buzi. Wybełkotała przy tym:
- Te dzisiejsze
dzieciaki.
- Ej! Dzisiejsza
młodzież jest jeszcze gorsza!
- Ta, chyba jedynie
gim-baza.
- Uwierz mi, są ludzie pełnoletni
lub młodociani, którzy zachowują się
nawet gorzej niż gimbusy.
- To są po prostu ludzie infantylni.
- Wszystko jedno.
Problem w tym, że z tego się tak szybko nie wyrasta.
- Na szczęście tobie to nie grozi.
- Keep calm. I’m clever
– powiedziawszy to, demonstracyjnie pokazała Ino prawą ręką znak „stop”, a potem wskazała obiema dłońmi na siebie, prostując się
przy tym i robiąc minę pyszałka,
zupełnie ot tak, dla żartu.
Puściła
jej perskie oczko i uśmiechnęła się
zawadiacko, puentując
tym samym. Blondynka po raz kolejny tego dnia zaśmiała się perliście.
- Wiesz, jak człowieka
rozbawić.
Sayuri pokręciła
głową z
lekkim uśmieszkiem pod nosem i
dokończyła swoją
porcję. W pewnym momencie, nie
patrząc na Ino, zapytała:
- Dlaczego mi się tak przyglądasz?
- Zastanawiam się, do kogo jesteś bardziej podobna.
Dziewczynka podniosła
na nią wzrok. Jej spojrzenie
zdradzało, że ma
multum różnych pytań.
Ino, dostrzegłszy to, machnęła
ręką.
- Możesz zapytać o
wszystko z wyjątkiem poufnych
informacji.
Powiedziała tak,
dlatego, iż wiedziała, że
tej małej nie da się oszukać,
ani uniknąć odpowiedzi. Ona nigdy
nie odpuszcza.
- Na przykład jakich?
- Jak o nie zapytasz,
to powiem.
Syuri podparła się łokciem
o blat, a podbródek oparła o przegub dłoni.
- Jak się nazywa?
-To poufne.
- Ile ma lat?
- Dwadzieścia osiem.
- Ma rodzeństwo?
- Poufne.
- Jaki ma kolor oczu i
włosów?
- Oczy prawie czarne,
jak twoje, włosy ciemne.
- Wysoki?
- Raczej tak.
- Gdzie pracuje?
- Poufne.
- Czy o mnie wie?
- O tym powinnaś porozmawiać z
mamą.
- Skąd go znasz?
Ino nie była
przygotowana na to pytanie. Wzrok Sayuri był tak przenikliwy, że ugięła
się pod tym spojrzeniem. Poczuła się
zdominowana. Jednakże
nie miała zamiaru wyjawić całej prawdy. To byłoby niesprawiedliwe w stosunku do Sakury.
Odpowiedziała wymijająco:
- To mój znajomy. Nie martw
się, nie jest złym człowiekiem.
- Jakby był dobry, to
by mnie kochał.
- On o tobie nie wie!
Zaraz po tym, gdy to
powiedziała, zakryła usta dłonią.
Dotarł do niej sens wypowiedzianych słów. Nie było
już odwrotu.
- Dziękuję za
szczerą odpowiedź na jedno z moich pytań.
Dziewczynka zeskoczyła
z krzesła i poszła do swojego pokoju.
***
- Sakura?
Różowowłosa
podniosła wzrok znad sterty papierów. Dostrzegłszy
stojącą przy drzwiach Tsunade, uśmiechnęła
się przyjaźnie
i zaprosiła ją do środka gestem dłoni.
- Masz chwilę?
- Jasne, właśnie miałam
zrobić sobie przerwę. Pani profesor jest tu zawsze mile widziana.
- No, nie przesadzajmy. – zaśmiała
się, usłyszawszy
tę uwagę.
Nieprzyszła tu jednak
po to, aby sobie bez sensu pogadać. W
jednej minucie spoważniała. Zapytała
o Sayuri.
Sakura zdziwiła się intonacją
swej przełożonej.
Przez jej myśl przedarło się
pytanie:
„Czy ona wie cokolwiek
o stanie zdrowia Sayuri?”
Postanowiła nie pytać o to wprost. Odparła tylko:
- Nie jest z nią najlepiej.
- To znaczy?
Haruno westchnęła.
- Potrzebna jest wizyta
u onkologa.
- Dlaczego więc od razu nie poprosiłaś mnie o pomoc?
- Bo w kolejce do pani
czeka multum pacjentów.
- Przecież mogę ja
przyjąć poza kolejką.
Sakura była w szoku, słysząc takie słowa. „Przecież tak
nie można.” Niestety,
gorzka prawda jest taka, że „znajomości
wszystko załatwią.”
A co ma zrobić człowiek, który
takich znajomości nie posiada? Musi
czekać rok i więcej na wizytę u lekarza. To jest niesprawiedliwe.
- Pani profesor. – zaczęła, próbując
stłumić negatywne emocje –
delikatnie rzecz ujmując,
nie jestem zwolenniczką
tego typu działań. Moja córka
nie jest księżniczką i nie wymaga tego, aby każdy robił
dla niej jakieś wyjątki. Zdaję
sobie sprawę z tego, że jest źle,
ale każda matka, która przychodzi do pani z wizytą ma równie
ciężko chore dziecko. Proszę postawić się na miejscu takiej kobiety. Przepraszam, ale
zdenerwowała mnie pani swoja wypowiedzią.
Tsunade spięła się i
wstała z podniesioną głową. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
Człowiek chce pomóc z dobrego serca, a tu takie coś! Nonsens!
- Cóż, widocznie nie3 jest tak źle, jak to opisywała twoja matka. Żegnam.
Dumnym krokiem
wymaszerowała z pomieszczenia.
„Matka?”
***
- Mama!
Ledwo Sakura
przekroczyła próg, a Sayuri już
uwiesiła się na
jej szyi.
- Hej, kochanie. Udało
mi się załatwić
urlop.
- Super! Słyszałaś ciociu!? Będę z mamą
przez tydzień!
- To świetnie, tylko skąd wiesz, że
przez tydzień?
- Bo jej obiecałam –
wtrąciła
Sakura.
- No to może wyjedziecie gdzieś razem?
Sakura posłała Ino
spojrzenie mówiące „zamknij się
idiotko.”
- Ino, przypominam ci, że dostałam
zlecenie na sobotę.
- Ale…
- Niema ale. – ucięła i spojrzała na przyjaciółkę wymownie.
- Ah, no tak. Chwilowa
zaćma.
Zaśmiała
się sztucznie. Nie wiedziała, dlaczego Sakura to robi. Przecież kocha swoją córeczkę, więc dlaczego ciągle znajduje pretekst do tego, żeby wyjść z
domu? A poza tym Ino zakładała, że
Sakura wcale nie miała ochoty na pójście na to spotkanie. „Może
samotne wychowywanie dziecka jej doskwiera?”
Albo żal za grzechy.
- Sayuri, nie musisz już dłużej
wisieć na mojej szyi! – jęknęła
Sakura.
Dziewczynka zaprzestała
więc tej czynności i oparła się o ścianę.
- Mamo, chciałabym z
tobą poważnie
porozmawiać.
- Ojejku, coś nabroiłam?
– zapytała z udawanym przestrachem.
- Yyy… To ja już lecę.
Ciao!
Nim Sakura, czy Sayuri
zdążyły
coś odpowiedzieć, Ino nie było już w mieszkaniu.
Sakura Haruno
popatrzyła na córkę pytająco.
- Wiesz, o co chodzi? –
wskazała kciukiem na drzwi za sobą.
- Ino wspomniała mi o
tacie.
Sakura zbladła.
*Jikan no tsuno ni – Na
rogu czasu
** Sutekina - Miła
Bardzo się cieszę, że znalazłam twojego bloga :D To opowiadanie jest niesamowite mimo, że to dopiero początek ;) Masz wielką wyobraźnie dziewczyno :D Nie podoba mi się jednak zachowanie Sakury :( Zachowuje się tak jakby nie zależało jej na córce :/ Mogła skorzystać z propozycji Tsunade. Mimo, że jest to wbrew jej zasadom to wydaje mi się, że zdrowie córki powinno być dla niej najważniejsze. Co do Sasuke to uważam, że nie powinna go okłamywać chociaż trochę rozumiem jej obawy :( Mam nadzieję, że kiedyś będzie w stanie powiedzieć mu prawdę a mała Sayuri będzie mieć wreszcie pełną rodzinę :D Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się ta historia dlatego z niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Zostałaś nominowana do Libster award więcej informacji na moim blogu http://seimei-no-tsunagari.blogspot.com/ ^^
OdpowiedzUsuń